wieliszew_lato_01_slider

Upalny slow-cross w Wieliszewie

Znam swój organizm już trochę czasu, jakby nie było to przez ostatnie 30 lat testowałem go w różnych warunkach. I jednego mogę być pewny. Jak temperatura podnosi się powyżej 25oC, to automatycznie spada moja wydolność i odporność na ból. I nie jestem w tym sam – bo pewnie podobnie ma większość biegaczy.

Letnia edycja Wieliszewskiego Crossingu okazała się niezłym sprawdzianem nie tylko dla nóg, ale przede wszystkim dla ludzkiej odporności na bardzo wysoką, a może nazwę wprost – piekielną temperaturę. Sama trasa, w porównaniu z poprzednią edycją, nie była za bardzo wymagająca. Za to żar lejący się z nieba porządnie dał w kość biegaczom.

Start biegu zaplanowany w samo południe gwarantował iście plażowe warunki. Od razu zaznaczę, że organizator zadbał o odpowiednie przygotowanie nawodnienia na trasie. Oprócz wody do picia można było skorzystać np. z basenu z wodą oraz schłodzić ciało pod wężem strażackim.

wieliszew_lato_03

fot: Michał Machnacki Gazeta Powiatowa || Start biegu i pełen zapas sił!

A jak wyglądał sam bieg w moim wykonaniu? No cóż muszę się w końcu pogodzić z faktem, że spaprałem ten bieg. Zamiast zacząć spokojnie dostosowując prędkość do warunków, to „podpaliłem” się i ruszyłem razem z czołówką. Pierwszy kilometr pobiegłem zdecydowanie za mocno (3:46/km) jak na panujące warunki. Trzeba mi było zacząć po 4:00/km i gdyby były siły to przyspieszyć, a tak mogę tylko powiedzieć jedno – młody jeszcze jestem i głupi. I o ile podczas maratonu ściśle trzymam się zaleceń trenera, to na niedzielnym crossie poleciałem jak chart w wyścigu na 1 milę.

Na trzecim kilometrze miałem serdecznie dość tego biegu i jedyna rzecz o jakiej marzyłem to wanna wypełniona lodem i zimne piwo. Nie przerwałem biegu tylko i wyłączenie dlatego, że biegliśmy we czwórkę (Wera, Michał, Robert i ja) jako drużyna 12tri.pl. Na mecie okazało się, że reszta zespołu miała podobne odczucia i motywację ukończenia wyścigu.

Z kilometra na kilometr było coraz gorzej, czułem że bardziej powlekam nogami niż biegnę. To co z pewnością mi pomagało to bidon z wodą, który miałem ze sobą. Bez ciągłego nawadniania co 200 – 300 m „wysechłbym” jeszcze przed pierwszym punktem z wodą. Wystarczyło mi, że miałem cały czas zwilżone usta. Drugą pomocną rzeczą była czapka z daszkiem, którą pożyczyłem od Weroniki i którą jeszcze przed biegiem zmoczyłem wodą.

Każdy metr ciągnął się niemiłosiernie, a ja tylko liczyłem kolejnych biegaczy, którzy mnie mijali. Jak tylko widziałem, że się do mnie ktoś zbliża, to krzyczałem żeby mnie wyprzedził i cisnął do przodu, bo ja cały czas zwalniam i nie ma sensu się za mną trzymać.

wieliszew_lato_02

fot: Przetarty Szlak || Drugi wodopój i kojący prysznic.

Dobiegłem do drugiego wodopoju. Nie wiem ile spędziłem tam czasu, ale każda sekunda przed wężem strażackim powodowała błogie uczucie chłodu. Ruszyłem dalej, zastanawiając się czy dobrze zrobiłem mocząc całe ubranie. Czułem większy ciężar, ale moje mięśnie obudziły się na nowo. Przyspieszyłem. Po kilkudziesięciu metrach dogoniłem trójkę biegaczy, którzy minęli mnie jakiś czas temu. Wyprzedziłem ich, nie czekając, aż zaczną przyspieszać.

Na nowo obudziła się we mnie chęć rywalizacji. Miałem wprawdzie świadomość, że jest już za późno na dogonienie czołówki, ale za wszelką cenę nie chciałem dopuścić, żeby ktoś mnie wyprzedził. Na kilometr przed metą zobaczyłem stojącą z aparatem Agę (zobacz Naszą galerię zdjęć z biegu). Jej okrzyki dodały mi mocy. Nie ważne jak bardzo w tym momencie wszystko mnie bolało, wiedziałem, że ukończę ten piekielny bieg.

Po zatrzymaniu stopera, pierwsze co zrobiłem to stanąłem przed wężem strażackim i stałem tam sobie dobrych kilka minut póki całkowicie nie schłodziłem całego ciała.

Podsumowując – ten start był dla mnie kolejną lekcją. Tym razem biegania w warunkach ultra ciężkich. To co zdecydowanie zaważyło na wyniku to niedostosowanie początkowego tempa do pogody i zbyt wczesne zagrzanie się na trasie. To co natomiast pomogło i co będę stosował podczas kolejnych takich biegów to: cienka czapka z daszkiem na głowę (koniecznie zmoczona wodą) i własny bidon / butelka z wodą.

wieliszew_lato_04

fot: Michał Machnacki Gazeta Powiatowa || Upragniona meta!