Projekt bez tytułu (2)

Biegacz kontra koronawirus – jak to wygląda u mnie?

Koronawirus – temat, którym żyje cały świat. Pstryczka w nos dostali wszyscy! Czym biegacz jest bez biegania, jak to wszystko sobie uporządkować? Czyżby matka natura pogroziła nam palcem i przypomniała kto tu rządzi?

Na początku całe to zamieszanie z koronawirusem było gdzieś daleko, z nadzieją patrzyliśmy, że nas to nie będzie dotyczyło. A tu bach! Zaczęło się od pracy zdalnej, za chwilę pyknie mi już miesiąc siedzenia w domu. Przez pierwszy tydzień nawet się cieszyłam, że nie muszę dojeżdżać do pracy i tracić czasu w samochodzie. Omijały mnie korki, pośpiech i cała ta poranna gonitwa. Punktualnie o godz. 17 byłam już wolnym człowiekiem i mogłam odciąć się od pracy jednym kliknięciem.


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Aga i Adi Kwiatkowscy (@nadystansie)

Poranki wyglądały u mnie idealnie – bieganie niemal o wschodzie słońca. Potem kawa i śniadanie – nie jakieś tam owsianki czy jogurty na szybko, na zimno i w pośpiechu. Ale naleśniki, jajecznica, jaglanka, generalnie na bogato i w stylu slow. Tymczasem u Adriana nadal było po staremu. U niego właściwie nic się nie zmieniło.  Z dnia na dzień pojawiały się jednak niepokojące informacje, zamknięto szkoły, galerie, restauracje… Warszawa zaczęła pustoszeć.  Adi do pracy dojeżdżał w 20 minut, a nie w godzinę jak to bywa w normalnych warunkach. Po pewnym czasie i w jego firmie zarządzono pracę zdalną. Od ponad dwóch tygodni jesteśmy już oboje na pokładzie i staliśmy się „kolegami” z pracy. Siedzimy łokieć w łokieć… Zawsze mówiliśmy, że nie chcielibyśmy pracować razem, a tu życie zrobiło nam psikusa. Dobrze, że każdy ma swoją robotę, a nasza współpraca polega jedynie na zjedzeniu wspólnie obiadu i ustaleniu czy otwieramy okno czy nie. Bywa, że czasem przeszkadza przysłowiowe „mruganie powiek”, ale póki co jakoś dajemy radę. O ile w pierwszym tygodniu biegałam sobie wzdłuż Wisły swobodnie, to z dnia na dzień zaczęłam zgodnie z zaleceniami uciekać od ludzi. W zasadzie zawsze biegam sama, ale zaczęłam wybierać najmniej oblegane godziny, albo uciekałam do lasu. Często wymykałam się z mieszkania tuż po godzinie 6, kiedy większość osób jeszcze spało. W weekendy wybierałam leśne ścieżki, po których nikt nie spacerował. Jeśli jednak ktoś pojawił się w zasięgu wzroku, zmieniałam kierunek, omijałam szerokim łukiem… Czułam się jakbym coś ukradła i właśnie uciekała przed stróżem prawa ;)) Niby bez przesadnej paniki, ale chciałam biegać na „swoich” zasadach. To dawało mi więcej spokoju.

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Aga i Adi Kwiatkowscy (@nadystansie)


Pojawiły się kolejne obostrzenia i mnóstwo wątpliwości. Biegać czy nie? Tyle to rozkminiałam, że ostatecznie nie biegam już (albo dopiero) ponad tydzień.. Obserwowałam burzliwe dyskusje na forach biegowych, ale nie zamierzam oceniać tego, co tam się pojawiało… Zamknięto zieleńce, bulwary, parki… Teraz doszły lasy. Jestem zła! Bo ludzie robili sobie tam pikniki, grupowali się i dobrze się bawili, a rykoszetem dostaliśmy wszyscy… Teraz nikt tam nie może wejść. Pewnie gdybym wbiegła do takiego lasu na Choszczówce nikt by mnie nie skuł w kajdanki, bo nie sądzę, że ktoś tam tego pilnuje. Ale po co mi to? Kwotę, którą musiałbym ewentualnie zapłacić za mandat (nie wiem, czy ktoś taki wogóle otrzymał za bieganie) wolę wydać na sprzęt do ćwiczeń. Po za tym zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, czy powinnam?!

3

 

Codziennie staram się robić wszystko, żeby jednak nie zwariować. I tak niemal codziennie trenuję w domu. Zamówiłam sobie nowe gumy oporowe i sztangielki 2x4kg (jeszcze trochę i będzie trzeba pomyśleć o zwiększeniu obciążeń). Sama komponuje trening, szukam inspiracji i czasami dzielę się nią z wami na Instagramie. Uczę się nowej rzeczywistości i spełniam jako trener personalny – dla samej siebie 😉 Więcej możecie zobaczyć na instagramowym profilu –  zapraszam, mnie to bardzo motywuje. Do tego wszystkiego, Adi na moją prośbę odkopał trenażer z piwnicy, który powędrował tam z nadzieją, że idzie wiosna… Tymczasem trzeba zrobić krok do tyłu i przeprosić się ze sprzętem.

Podsumowując, idealnie nie jest. Mi też bywa niewygodnie, złoszczę się, czasami chce mi się płakać… Bo czuję, że mam do tego prawo – każdy ma. W końcu nikt nie lubi ograniczeń, a ja staram się dostrzegać jakieś plusy całego tego zamieszania. Podzielę się kilkoma z wami (liczę na rewanż!)”

  • realizuję trening w domu i uczę się wielu nowych ćwiczeń (można się zmęczyć!)
  • jem regularnie, bez pośpiechu (nauczyłam się robić gofry – w sumie to teraz nie wiem czy to dobrze, bo serwuje je niemal codziennie)
  • zrobiliśmy czyszczenie/porządki w szafach. Sporo rzeczy znalazło nowych właścicieli (łezka w oku kręciła się, jak pakowałam mojego pierwszego Garmina;))
  • Adi uporządkował balkon i planujemy go przygotować na poranną kawę (na jazdę rowerem już się świetnie sprawdził!)
  • przemeblowaliśmy pokój – okazało się, że jest znacznie większy niż nam się wydawało
  • nadrabiamy zaległości filmowe i serialowe (czekamy na kolejny sezon Domu z papieru, ten obejrzeliśmy niemal jednego wieczora)
  •  przekonałam się do zakupów online – nie taki diabeł straszny
  • w końcu zrealizowałam mój urodzinowy voucher sprzed roku! (A kolejne urodziny tuż, tuż.. już wiem, że spędzę je tylko z Adim)
  •  …. zostawiam wam puste pole do uzupełnienia

Minusy sobie daruję. Wszyscy wiemy, że są. Lepiej o nich za często nie mówić i się nie denerwować.