basen_01_slider

Czy triathlon jest dla każdego?

Odpowiadając na tytułowe pytanie, triathlon jest tylko dla wybranych. A dlaczego? Sami się przekonajcie.

Nie jestem odważna, a przez życie nie idę z przebojem. Niemal do wszystkiego podchodzę bardzo zachowawczo, chociaż czasem łapię się na infantylnych marzeniach. W głębi duszy wierzę, że się spełnią, ale boje się mówić o nich głośno. Ufam, że cuda się zdarzają. Dokładniej rzecz ujmując robię wszystko co w mojej mocy, żeby faktycznie osiągnąć swój nowy cel.

Tak właśnie jest z triathlonem. Chociaż udział w takich zawodach chodzi mi pogłowie już od ponad roku, niestety na chwilę obecną pozostaje to tylko moim marzeniem. Pewnie powiecie, że marzenia się spełniają i dla chcącego nic trudnego! Ja absolutnie się z tym zgadzam i właśnie ta myśl, pozwala mi rozwijać się. Obecnie uczę się pływać. Dosłownie „ uczę się!”, nie poprawiam tylko techniki, ani nie pracuję nad formą. Moje zmagania rozpoczęły się już kilka miesięcy temu i ciągle tkwię na polu walki.

Przyznaję, że z moją systematycznością do tej pory bywało różnie. Początkowo na pływalnie chodziłam 3x w tygodniu, w tym 1x z Izą (my coach) dzięki której moja nauka nabrała jakiegokolwiek sensu. To ona pomogła mi odkleić się od deski i nauczyła podstawowych ruchów. Pozostawiona sama sobie, pewnie nadal moczyłabym kuperek obłożona makaronami.

Z czasem mój upór osłabł, a obecność na basenie spadła do jednej wizyty w ciągu tygodnia. Jak zapewne się domyślacie, to były spotkania z Izą. Wymówek było coraz więcej: wakacje, urlop, obóz w Zakopanem, maraton. Teraz wymówki się skończyły, a okres roztrenowania okazał się idealnym momentem na wznowienie mojej nauki.

Nie wiem czy mieliście kiedyś okazję obserwować jak osoba dorosła uczy się pływać od podstaw. Uwierzcie mi, że w wieku 28 lat to nie lada sztuka! Początki były naprawdę trudne, kilkakrotnie wychodziłam z basenu ze łzami w oczach. Mówiłam, że to nie ma sensu i z pewnością się do tego nie nadaję. Ten kto dobrze mnie zna, wie że w złości wygaduję naprawdę różne głupoty, które muszę po prostu z siebie wyrzucić.

Pierwsze kroki okazały się bardzo nieporadne. Za każdym razem kurczowo trzymałam się deski, moje ciało było całe spięte, brakowało mi jakiejkolwiek koordynacji. Strach przed głęboką wodą kompletnie mnie paraliżował. Przeszkadzali mi inni ludzie, po prostu się krępowałam. Kiedy wchodziłam na basen miałam wrażenie, że wszyscy patrzą właśnie na mnie. Zawsze musiałam wchodzić od płytszej strony basenu, wtedy czułam się bezpieczniej.

Pamiętam dokładnie sytuację, kiedy niezdarnie wykonywałam zadane przez Izę ćwiczenia, kiedy z sąsiedniego toru dostałam prosto w twarz makaronem. Atak nastąpił tak niespodziewanie, że ten incydent z łatwością wyprowadził mnie z równowagi. Moje chaotyczne ruchy zwróciły uwagę jednego z ratowników (chyba wyglądałam jakbym się topiła), podbiegł do mnie i zapytał: „ale umie Pani pływać…?”, „ nie, dopiero się uczę…” ależ było mi głupio, zwłaszcza, że znokautował mnie 6 latek! Teraz się z tego śmieje.

W zależności od potrzeby na basen zabieram ze sobą płetwy i pullbuoy, deski będące na wyposażeniu pływalni są raczej marne. Tylko teraz ten sprzęt potrzebny jest mi już bardziej do doskonalenia techniki, a nie jak jeszcze w styczniu i lutym br. do utrzymania się na wodzie.Nie jest jeszcze tak jakbym tego oczekiwała, ale nie boje się wejść do wody jak na samym początku. Mało spektakularny progres, jednak mnie nie zniechęca, bo wiem, że do tej pory nie poświeciłam zbyt dużo czasu na treningi w wodzie. Przepłynięcie 25-50m ciągiem, nadal sprawia mi trudności. Nie potrafię zrobić nawet nawrotu. Mam problemy z oddechem i w dalszym ciągu walczę ze strachem. Raczej trudny ze mnie egzemplarz do nauki, ale wiem że nie mogę teraz odpuścić. Czas nie ubłagalnie ucieka, a ja jak na razie stoję w miejscu.

„Ja też nie umiem pływać i wystartowałem w triatlonie” – powiedział kiedyś kolega, który właśnie ukończył triathlon na dystansie 1/8 IM.„No to potrafisz pływać, czy nie?” – pomyślałam podirytowana. Czułam, że rozmówca w ogóle mnie nie rozumie, kiedy mówię mu, że nie umiem pływać to tak właśnie jest. Po chwili słyszę, że On na basen chodził tylko góra miesiąc i zdecydował się na start. Hmm, albo się nie zrozumieliśmy, albo On jest mega zdolny i bez problemu ogarnął wszystko w zaledwie cztery tygodnie. Czyżby w tak krótkim czasie, można było się nauczyć pływać, wypracować technikę i formę?Jeśli ja komuś mówię, że brak umiejętności pływania dyskwalifikuje mnie w triatlonie już na samym starcie, to z pewnością nie kokietuję!

Muszę to napisać, bo oficjalne deklaracje łatwiej spełnić. Z pewnością nie zniechęci mnie do dalszej pracy:

  • Poranne wstawanie lub późne powroty do domu;
  • Upierdliwe suszenie włosów;
  • Targanie ze sobą dodatkowej torby;
  • Zatkane prawe ucho, po każdej wizycie na basenie przez co najmniej 3 godz. (muszę kupić zatyczki);
  • Wolny tylko jeden tor wieczorami i zderzenie z niezadowolonymi „szybkimi pływakami”;
  • Wysuszona skóra, połamane paznokcie i zdarty lakier;
  • Parujące okulary;
  • Irytujące tłoki w szatni, kiedy właśnie kończą się zajęcia grupowe.. itd.

Postanowiłam sobie, że będę twarda. To czy kiedykolwiek dane będzie mi spróbować sił w triatlonie, zależy przede wszystkim ode mnie.

A może macie jakieś super porady dla trudnych, ale ambitnych przypadków? Chętnie posłucham!