bw_01_slider

Druga strona medalu Biegnij Warszawo

Biegnij Warszawo miało być celem numer jeden! Chciałam złamać 39 min. na 10km. Pomysł zrodził się zupełnie spontanicznie. Ja zostałam bez trenera, a Mateusz Jasiński szukał 10 osób do ekipy Bobby Burgera, którą miał przygotować właśnie pod tę imprezę. Zgłosiłam się, a on mnie wybrał. I tak zaczęła się trzymiesięczna przygoda!

Ekipa Bobby Burgera

Ekipa Bobby Burgera

Było dużo niewiadomych. Nowy plan treningowy, inne podejście do biegania i w tym wszystkim ja! Chyba nie muszę Wam mówić jak trudna i zarazem jak ważna jest relacja trener – zawodnik. Tu potrzeba czasu, żeby zawodnik mógł zaufać, a trener poznał podopiecznego. Myślę, że trzy miesiące to mało. Kto wie, może damy sobie trochę więcej czasu?

Przed rozgrzewką Biegnij Warszawo

Przed rozgrzewką Biegnij Warszawo

Na tydzień przed Biegnij Warszawo, miałam pobiec kontrolną piątkę. Początkowo w Biegu na Piątkę, czyli imprezie towarzyszącej podczas Maratonu Warszawskiego. Niestety obowiązki zawodowe pokrzyżowały mi nieco plany i w ten sposób zupełnie nieoczekiwanie pobiegłam w Pułtusku. Bieg wyszukany na szybko, dosłownie w ostatniej chwili. Trochę żałuję, że na blogu nie pojawiła się z tego startu relacja, ale ostatnio tak dużo się u mnie dzieje, że przyznaję – zabrało mi na to sił. Chciałam, żeby ten bieg utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem mocna. Wygrałam, ale nie o miejsce mi tu chodziło, a o czas! 19:32 – bardzo przyzwoicie, tyle że bez fajerwerków. Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny, w nagrodę za wkład pracy (tak to sobie tłumaczę) z Pułtuska wróciłam z ROWEREM!

Przed startem Biegnij Warszawo

Przed startem Biegnij Warszawo

1 października zbliżało się nieubłaganie. Nie chciałam narzekać, ale nie czułam, że jestem w gazie. Tak po prostu czasami jest i nic na to nie poradzisz. Nie mam sobie nic do zarzucenia, treningi realizowałam  jak najlepiej potrafię, tyle że zabrakło jednej ważnej rzeczy: spokoju i odpoczynku. W piątek na dwa dni przed biegiem, Adi zabrał mnie do kina. To miał być relaks, ale z relaksu wyszła kupa. BOTOKS mnie znokautował, dotrwałam do połowy i obudziłam się z nogami w górze na podłodze. Tak, zemdlałam. Pierwszy raz w życiu. Dobrze, że na sali było mnóstwo pielęgniarek i lekarzy – pomoc nadbiegła w mgnieniu oka. Może to głupio zabrzmi, ale pocieszające było to że nie ja jedna zasłabłam – najwyraźniej obrzydziły mnie sceny z filmu. Tyle, że strach pozostał. Wiecie o czym myślałam, jak leciałam na podłogę? „Kurcze, jak ja pobiegnę tę dychę w niedzielę? Co się ze mną dzieje?” A potem obudziłam się i zobaczyłam co najmniej sześć gadających do mnie głów 😀 Mam jednak gest, w całym zamieszaniu mówię do Adriana: „Potrzymaj mi te nogi, a Panie niech idą sobie oglądać film…” „Ale obciach, tylko nie wzywajcie karetki..” Teraz się z tego śmiejemy.

Na trasie Biegnij Warszawo

Na trasie Biegnij Warszawo

Nie pytajcie o nastrój tuż przed biegiem. Gdzieś z tyłu głowy, miałam mnóstwo obaw. Na 5 minut przed startem za namową Adriana postanowiłam pobiec w samym topie, nerwowo przepięłam numer i ruszyłam do pierwszej strefy. Tu byłam już spokojna, no może nie do końca ale czułam się dobrze. Pytanie tylko co robili tu ludzie, którzy po starcie plątali mi się pod nogami? Nigdy tego nie zrozumiem.

Meta Biegnij warszawo

Meta Biegnij warszawo

Plan był prosty. Pierwsze 2 km po 4:00/km, kolejne 3-4 km 3:55 a na koniec 3:50. No, to wyszło jak zwykle inaczej. Początek był spokojny – brawo Aga! Tyle, że kiedy miało być szybciej pojawił się podbieg na Spacerowej. Było wolniej niż zakładałam. Do tego mój zegarek ze mną nie współpracował, a ja nie widziałam żadnego oznaczenia kilometrów – były? Zaczęłam bieg na wyczucie, ani przez chwilę nie było przyjemnie. Miewałam lepsze występy. Na punkcie odżywczym złapałam kubek z wodą, napiłam się łyka i resztę wylałam na nogi. Zawsze tak robię jak mi coś zostanie.

Medal Biegnij Warszawo

Medal Biegnij Warszawo

Dobrze, że od kilku lat trasa jest ciągle taka sama. Dzięki temu wiedziałam, na którym kilometrze mniej więcej jestem. Poza tym patrzyłam na czas, 24 minuty z hakiem – czyli ok. 6 km trasy. Kolejnym celem było centrum, wiedziała że od Palmy będzie już z górki i to niemal dosłownie. Spojrzałam na zegarek po raz drugi, 30 minut czyli do mety ok. 2 km. Zebrałam się w sobie na ile tylko mogłam ale nie szło tak jakbym chciała. Oddech w porządku, nogi trochę ciężkie. Marzyłam już o ul. Myśliwieckiej – tu miało być już przyjemnie. Tyle, że na zmęczeniu nawet z górki nie jest fajnie. „Jak ja nie lubię dychy!” Paweł Olszewski krzyczy do mnie: „Tak trzymaj, do końca!” Dzięki za doping! Na ostatniej prostej chciałam się już zatrzymać, ale głupio tak kilkaset metrów przed metą. Adi czekał na mecie z aparatem, on wierzył we mnie jak nikt inny – nie mogłam go zawieść i odwalać głupot. W końcu dobiegłam! Patrzę na zegarek 39:32 – tyle złapałam. Potrzebowałam chwili na uspokojenie oddechu, podbiegli do mnie medycy – a mi przypomniało się KINO, o nie wszystko jest w porządku! I HOPSA poszłam do przodu, po MEDAL!

Po zawodach, Biegnij Warszawo

Po zawodach, Biegnij Warszawo

Oficjalny czas: 39:29, 6 miejsce open i 3. w K-30!
Do życiówki zabrakło 3 sekund, do złamania bariery 39 minut aż 30 sekund. To nic i tak jestem szczęśliwa! Mateusz mówi, że bazę do Biegu Niepodległości już mamy! :)

Bobby Burger, Biegnij Warszawo

Bobby Burger, Biegnij Warszawo