fot: Ewa Kiec

IV runda w Falenicy

Zimowe biegi górskie w Falenicy tym razem rzeczywiście były zimowe. Nie zabrakło śniegu i mroźnego powietrza. Momentami prószył nawet biały puch. Było tak, jak to sobie wyobrażaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem całego cyklu biegów.

Z jednej strony cieszyliśmy się z takiej aury, z drugiej jednak warunki na trasie mogły okazać się bardzo wymagające. Nie było łatwo, zwłaszcza na podbiegach i zbiegach z górek. Zalegający śnieg był na tyle ubity przez poprzednich biegaczy (z trasy na dystansie: 3,33km i 6,66km), że chwilami trudno było o jakąkolwiek przyczepność. Stopa sama usiekała do tyłu lub na boki. Niektórzy biegacze cudem unikali nieprzyjemnego upadku. Przydatne mogłyby okazać się buty z kolcami lub obuwie trailowe – takich niestety nie posiadamy. Wybór sprzętu biegowego jest u nas mocno ograniczony.

Mimo, wydawało by się nieco trudniejszych warunków niż dotychczas, kolejny raz możemy pochwalić się poprawą swoich wyników 43:45 Aga, 41:36 Adi. Nieocenione jest uczucie kiedy tuż za linią mety zegarek komunikuje Ci, że dziś też dałaś/dałeś z siebie wszystko. A może to jeszcze nie jest nasze ostatnie słowo? Zobaczymy!

Za radą znajomego, stwierdziłam że tym razem początek biegu będzie trochę spokojniejszy. Czy był? Trudno powiedzieć, bo ani razu nie spojrzałam na zegarek. U mnie bieganie to w dużej mierze moja głowa. Sama świadomość, że tempo biegu jest szybkie często prowadzi do braku wiary we własne możliwości. Inaczej wygląda to u Adiego. On kontrolując wcześniejsze założenia, jest w stanie się ich trzymać, a nawet wycisnąć z siebie dużo, dużo więcej…

Podczas całego biegu, wydawało mi się że w tej rudzie dużo kobiet, z jakiegoś powodu nie podjęło wyzwania biegu po Falenickich wydmach. Skąd taki wniosek? Po prostu nie było ich widać. Teraz wiem, że one były, tylko za moimi plecami. Na metę wbiegłam jako druga i tam też czekał na mnie Adi. Mało tego, niemal 2 minuty przewagi pozwoliły mu na dopingowanie mnie na ostatniej prostej.

W tej rudzie bez wątpienia to Adi błyszczał w świetle fleszy, domniemam że to za sprawą jego koszulki. Następnym razem chyba sobie ją od niego pożyczę!